Smutni panowie ze Straży Granicznej

Pewnego wrześniowego dnia w Polsce…

…w jednym z wielu regionalnych portów lotniczych wylądował samolot z Wielkiej Brytanii. Wysiadł z niego, a raczej został wyniesiony, niemowlak. A z nim jego brytyjski tata i polska mama. Przylecieli, aby pokazać swoje małe-duże szczęście swojej polskiej rodzinie. Na parkingu czekał komitet powitalny. Przygotowany, z pustym bagażnikiem na walizki i wózek i fotelikiem dla malucha. Pojechali.

Po piętnastu minuntach jazdy i pół godziny uścisków

Zadzwonił telefon polskiej mamy. Ktoś na drugim końcu był z lotniska i szukał brytyjskiego taty. Okazało się, że w całym tym zamieszaniu, skupionym głównie na osobie nowego członka rodziny, komitet powitalny oraz rodzice zapomnieli o jednej walizce. Trzeba wracać na lotnisko. Not a big deal, we’ll be there in 15 minutes, powiedziałem. Pojechaliśmy, zaparkowaliśmy, zgodnie z instrukcją zgłosiliśmy się do informacji na przylotach. Pani gdzieś zadzwoniła i poprosiła, żebyśmy poczekali. Po chwili przyszło…

Dwóch smutnych panów ze straży granicznej.

Sprawdzili nazwisko brytyjskiego taty, zabrali mnie w charakterze tłumacza i przeszliśmy na airside. Tam poproszono nas o sprawdzenie zawartości walizki, czy nic nie brakuje, a następnie okazało się, że przed jej odebraniem czeka bytyjskiego tatę mandat 300 złotych, płatny na miejscu, gotówką. Próbowałem negocjować, szkicując sytuację – niemowlak, pierwszy lot, stres rodziców, entuzjazm rodziny. Nic to nie dało, dowiedziałem się, że widełki są do 500, więc i tak nie jest źle. Pogodziliśmy się z tym, not a big deal.

W małym porcie lotniczym to pewnie zdarzenie z kategorii tych, o których opowiada się kumplom przy piwie. „I wtedy o mało co nie musieliśmy eksplodować tych adidasów ze skarpetkami, to był wyjątkowy dzień”.

Już na do widzenia wspomniałem, że brytyjski policjant będzie miał co opowiadać kolegom, a tak w ogóle to znam kolegę dwóch smutnych panów (kolegi akurat nie było na zmianie) – i nagle okazało się że mogło być tylko 100 złotych, albo wręcz pouczenie, ale niestety druk ścisłego zarachowania już był wypisany. Stres młodego ojca z pierworodnym niemowlakiem to nie jest dobry powód, żeby odstąpić od mandatu karnego, ale znajomości albo solidarność służb mundurowych już tak. Dokładnie z tego powodu nie grałem ani jedną ani drugą kartą na początku, bo brzydzę się tym. Tym razem zamiast not a big deal pomyślałem… Szkoda gadać, nie nadaje się to do publikacji.

Co by było gdyby

Taka sama sytuacja zdarzyła się w Wielkiej Brytanii? Początek podobny, telefon, wizyta. Po czym otrzymacie z powrotem swoją walizkę i życzenia miłego dnia. Spróbujecie przepraszać za kłopot, usłuszycie że nie ma problemu, że to jest ich praca.

To mógł być naprawdę dobry dzień

Przyleciała młoda szczęśliwa rodzina. Zgubiła bagaż, ale ktoś do zauważył i zgłosił (brawo!). Straż graniczna dokonała analizy ryzka, sprawdziła bagaż, zidentyfikowała właściciela (brawo!). Informacja odnalazła tę osobę i zadzwoniła (brawo!).

Wszyscy robili co do nich należało i sprawy zmierzały ku szczęśliwemu końcowi. A po cholerę ten mandat? Przecież nikt na złość tego bagażu nie zostawił. Nie zrobił sobie z parkingu przechowalni. To nie była pusta walizka bez tagów zostawiona „dla jaj”. Zapomniany bagaż przez zestresowanego albo podekscytowanego pasażera. Wystaczyło zrobić swoją robotę, uśmiechnąć się i powiedzieć have a nice day!

I dlatego ciężko jest lubić polskie służby. Które robią częstokroć dobrą robotę, ale nie potrafią wyczuć kiedy odpuścić. I nie potrafią się uśmiechnąć, kiedy potrzeba. Relax, guys!

admin

Leave a Reply